Subscribe elementum semper nisi. Aenean vulputate eleifend tellus. Aenean leo ligula, porttitor eu, consequat vitae eleifend ac, enim. Aenean vulputate eleifend tellus.

[contact-form-7 404 "Nie znaleziono"]

Subscribe elementum semper nisi. Aenean vulputate eleifend tellus. Aenean leo ligula, porttitor eu, consequat vitae eleifend ac, enim. Aenean vulputate eleifend tellus.

[contact-form-7 404 "Nie znaleziono"]

Blog

zdzwonimy się!

Miłość – beztroska jak na rokokowych obrazach lub pełna dramatów jak w epoce romantyzmu, o szczęśliwym zakończeniu jak w bajce lub pozbawiona happy endu jak w „Romeo i Julii”. O miłości powstawały ballady w średniowieczu, a teraz śpiewamy piosenki w stylu pop. Temat ten zawsze budzi emocje, bo dotyczy nas wszystkich – niezależnie od epoki. Kto z nas nie siedział z komórką w ręce, czekając niecierpliwie na telefon lub upragnionego smsa od TEJ JEDYNEJ osoby? Jestem pewna, że każdy z nas przerabiał tę sytuację – być może nie raz i nie dwa. 

Weźmy pod lupę POP: pop-art i muzykę pop. Czy słynny artysta portretujący miłosne perypetie – Roy Lichtenstein – i ikony muzyki jak Beyoncé i Lady Gaga mają ze sobą coś wspólnego? Okazuje się, że tak! Połączył ich… właśnie telefon!  

Roy Lichtenstein, król pop-artu, wprowadził do sztuki zupełnie nowe spojrzenie na miłość. Miłosne dramaty zamykał w kolorowych, komiksowych kadrach, które doskonale odzwierciedlały styl życia lat 60. Na jego obrazach widzimy nowoczesne kobiety – o modnych fryzurach i z charakterystycznymi kreskami na oczach – które przeżywają te same uczuciowe rozterki, jakie przeżywały ich mamy i babcie. Zasadnicza różnica polega jednak na tym, że nie piszą miłosnego listu ani nie czekają na przybycie ukochanego, lecz prowadzą telefoniczną rozmowę. Zatroskana blondynka mówi: „Oh, Jeff… I love you, too… but…” – i nie wiemy, co stoi na drodze tej miłości. Z kolei rudowłosa kobieta niechętnie przyjmuje coś do wiadomości: „Ohhh… alright…”, ale widać, że to nie to, czego oczekiwała.

Roy Lichtenstein prezentuje tutaj miłość pozbawioną patosu, który towarzyszył jej przez wieki. Smutek czy rozczarowanie płaczących kobiet nie mają w sobie nic wzniosłego, gdy przedstawione są w komiksowy sposób, który zbliża je do reklamowego plakatu. A jak do tego ma się wspomniana wcześniej muzyka pop?

Oglądając teledysk Beyoncé do piosenki „Why don’t you love me” skojarzenie z komiksowymi portretami kobiet Lichtensteina nasuwa się od razu. Wystylizowana na lata 50., zapłakana, z rozmazanym tuszem Beyoncé, trzyma w ręce słuchawkę, zadając pytanie swojemu rozmówcy: dlaczego mnie nie kochasz? I tak jak na obrazach Lichtensteina, tutaj również nie poznamy odpowiedzi mężczyzny.

Drugi teledysk, który od razu przyszedł mi na myśl, gdy oglądałam prace pop-artowego artysty, to „Telephone” Lady Gagi. Piosenkarka w blond fryzurze jak bohaterki obrazów Lichtensteina, w mocnym, bardzo komiksowym, makijażu, nie tylko rozmawia przez telefon, ale przygotowuje także specyficzną ucztę. W trakcie gotowania prezentuje produkty spożywcze tak, że przywodzą na myśl pop-artowe prace – na przykład puszkę Zupy Campbella Warhola. Tym, jednak, co odróżnia bohaterkę z teledysku od prac Lichtensteina, to jej podejście do swojego rozmówcy na linii – mówi mu wprost, że nie ma dla niego czasu.

Choć minęły dekady od powstania prac Lichtensteina, telefon wciąż jest świadkiem przeróżnych miłosnych historii, a teraz nawet w większym stopniu niż w latach 60. Wie to każdy, kto korzysta z komunikatorów i aplikacji randkowych. To doskonały dowód na to, jak blisko zwykłego życia może być sztuka!

  • "Ohhh...Alright...", 1964