Subscribe elementum semper nisi. Aenean vulputate eleifend tellus. Aenean leo ligula, porttitor eu, consequat vitae eleifend ac, enim. Aenean vulputate eleifend tellus.

[contact-form-7 404 "Nie znaleziono"]

Subscribe elementum semper nisi. Aenean vulputate eleifend tellus. Aenean leo ligula, porttitor eu, consequat vitae eleifend ac, enim. Aenean vulputate eleifend tellus.

[contact-form-7 404 "Nie znaleziono"]

Blog

na sznurku

Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do muzeum i zamiast martwej natury w złotej ramie czy nagiej kobiety wykutej w marmurze widzicie brudną tkaninę zwisającą z sufitu. Od razu zaczynacie się zastanawiać: czy wciąż jeszcze trwa tu remont, a obsługa nie zdążyła posprzątać przed godzinami otwarcia, czy jest to jeden z eksponatów i wypadałoby go z uznaniem obejrzeć.

W sztuce wszystkie chwyty są dozwolone. Oczywiście, pewne działania mogą nam się nie podobać. Czarny kwadrat na białym tle, pisuar jako rzeźba, banan przyklejony taśmą do ściany i sprzedany za ogromne pieniądze – takie dzieła sprawiają, że przekrzywiamy głowę na bok i pytamy – sami nie wiemy, czy siebie, czy artystów – „Serio?”. Dzisiaj być może zadacie to pytanie po raz kolejny, bo przedstawimy Wam artystę o niecodziennym dorobku.

Sam Gilliam był twórcą tzw. drapowanego malarstwa (Drape Paintings). Historia sztuki zna różne sposoby obchodzenia się z płótnem. Niektórzy kładli je na ziemię i chlapali po nim farbą, inni odciskali na nim pomalowane kobiece ciała, a niektórzy rozcinali nożem. Gilliam pokryte kolorowymi plamami płótno wyswobodził z drewnianego krosna i pozwolił mu się zaprezentować w swobodnej, niczym nieograniczonej formie. Wieszał je na ścianach lub pod sufitem, by niczym ciężka kotara opadało na ziemię, tworząc plastyczne kaskady. Tym dość prostym, a jednocześnie niezwykle odważnym gestem przekroczył strefę malarstwa, wkraczając na grunt plasujący się gdzieś pomiędzy rzeźbą, a artystyczną instalacją.

Gilliam urodził się w 1933 r. w Tupelo w Missisipi jako siódme z ośmiorga dzieci farmera i krawcowej.  Na początku lat 60. przyjechał do  Waszyngtonu. Rozwój jego kariery przypadł na niezwykle trudny okres w Stanach Zjednoczonych. Od kilku lat trwała już wojna w Wietnamie, która budziła skrajne emocje, a rasizm był na porządku dziennym.

Mogłoby się wydawać, że takie czasy to nie pora na abstrakcyjną sztukę, bo w jaki sposób może ona komentować rzeczywistość. Jak może wyrażać opinię artysty na temat tego, co się dzieje? A przecież rasizm, jeszcze bardziej niż wojna w Wietnamie, mógł dotykać Gilliama – afroamerykańskiego obywatela.

Sam Gilliam mówił natomiast o swojej sztuce, że ma ona aspekt zarówno formalny, jak i polityczny właśnie. W jednym z wywiadów wyjaśnił: „Ekspresyjny akt tworzenia znaku i wieszania go w przestrzeni jest zawsze polityczny”. Jak należy to rozumieć? Tak, że każde działanie artysty jest jakimś oświadczeniem czy postulatem.

Trudno wyobrazić sobie, jakie przedstawienia mogłyby w pełni wyrazić problem wojny czy rasizmu. Artysta sięgnął więc po pełną ekspresji abstrakcję, którą wyswobodził z blejtramu, pokazując, że na kwestię malarstwa można spojrzeć inaczej – szerzej. I to dotyczy każdego zagadnienia w życiu, nie tylko sztuki. W wywiadzie przeprowadzonym przez Christiana Lunda w pracowni artysty w 2018 roku Sam Gilliam na pytanie: „Jak sztuka abstrakcyjna może być polityczna”, odpowiedział, że to dlatego, że zadziera z widzem. Udowadnia, że pod tym, co myślimy, ukrywa się coś jeszcze i sprawia, że kwestionujemy znany nam porządek.

Podkreślił też, że to, że rozpoznajemy jakiś kształt na płótnie, wcale nie musi oznaczać, że rozumiemy to dzieło sztuki. A abstrakcja sprawia, że otwieramy się na coś, co jest inne i obce nam i zaczynamy dostrzegać w tym wartość. Słowa te są znakomitym komentarzem do burzliwych dziejów – nie tylko USA – bo gdyby w ludziach było więcej otwartości na to, co inne czy nieznane, na kartach historii nie zapisałyby się ani wojny, ani rasizm.

I tylko od Ciebie i Twojej otwartości zależy, czy w udrapowanym na ścianie malarstwie dostrzeżesz to, co chciał przekazać  Sam Gilliam.

  • Light Depth, 1969