Subscribe elementum semper nisi. Aenean vulputate eleifend tellus. Aenean leo ligula, porttitor eu, consequat vitae eleifend ac, enim. Aenean vulputate eleifend tellus.

[contact-form-7 404 "Nie znaleziono"]

Subscribe elementum semper nisi. Aenean vulputate eleifend tellus. Aenean leo ligula, porttitor eu, consequat vitae eleifend ac, enim. Aenean vulputate eleifend tellus.

[contact-form-7 404 "Nie znaleziono"]

Blog

pauza

Wojciech Fangor to jeden z tych artystów, który świecił wyjątkowo mocno na firmamencie polskiej sztuki. Porównanie to nie jest przypadkowe, bo malarz zafascynowany był astronomią i kosmosem, a oglądanie ciał niebieskich przez soczewkę teleskopu było dla niego czymś niesamowitym. Przybliżanie i oddalanie obrazu zamieniało planety w rozedrgane kształty o rozmytych konturach – dokładnie takich, jakie możemy oglądać na płótnach artysty.  

Co warto wiedzieć o Fangorze? Z pewnością to, że w 1965 r. wziął udział w słynnej wystawie w MoMa „The Responsive Eye”, a pięć lat później miał indywidualną wystawę w Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku jako jedyny polski artysta do tej pory. Co ciekawe, w ojczystym kraju prawdziwe uznanie zdobył dopiero na początku XXI wieku, gdy jego obrazy zaczęły zdobywać coraz wyższe ceny na aukcjach sztuki. 29 listopada 2018 r. kompozycja „M39” została sprzedana za 4 000 000 zł, a aukcja z 13 października 2020 r. przyniosła kwotę 2 300 000 zł za obraz „M 61”.

Można byłoby stwierdzić: to przecież op-art – sztuka optyczna, która bazuje na wrażeniu przestrzennej iluzji. Takich dzieł w historii sztuki powstało wiele. Jednak w pracach Fangora jest coś więcej. Nie chodzi tam tylko o prostą iluzję. Tym, co jest ważne, jest przestrzeń, jaka tworzy się między obrazem a widzem. Kompozycja zdaje się wychodzić z płótna i wchodzić do naszego świata, pochłaniając oglądającego bez reszty.

Można byłoby powiedzieć: to zwykłe okręgi, każdy może takie namalować. Gdy jednak przyjrzymy się dokładniej płótnom, nie zobaczymy tam ani jednego śladu pędzla, tylko rozedrgane kolory tworzące świetlistą aurę. Perfekcyjna technika malarska i wirtuozersko opracowane sfumato –  łagodne przejścia od jasnych do ciemnych odcieni – mówią wprost: to malarstwo najwyższej klasy.

Stańmy w muzeum naprzeciwko płótna. Dajmy mu czas, by do nas przemówiło. Choć nie ma tam galopujących koni Chełmońskiego ani plątaniny ciał z kompozycji Boscha, obraz zawładnie naszą uwagą. Okręgi zaczną się poruszać w naszych oczach, wibrować, falować, mienić się, aż nie będziemy mogli oderwać od nich wzroku. Poczujemy, co to znaczy być tu i teraz, w tym miejscu i tym momencie, bo nasze myśli skupią się na pulsujących kołach, a my zapomnimy o tym, że poza nami i obrazem istnieje jakiś świat. Zatrzymajmy się, włączmy pauzę i zobaczmy, co się stanie, gdy przemówi do nas sztuka.

  • "M 82"
    Wielu uważa, że abstrakcja jest trudna w odbiorze, bo nie przedstawia niczego, co znamy. Nie próbujmy odpowiedzieć na odwieczne pytanie „co autor miał na myśli”, tylko przekonajmy się, co sami czujemy, obcując z obrazem. Spokój, harmonię, kosmiczną energię?